Pokémon. Niezbędnik kolekcjonera to książka, która od pierwszych stron jasno komunikuje swoje ambicje: być jednym, wygodnym kompendium dla osób, które albo dopiero otwierają Poké–drzwi, albo chcą mieć pod ręką ładnie podaną esencję z prawie 30 lat marki. To nie jest przewodnik oficjalny — i dobrze. Dzięki temu może sobie pozwolić na magazynową lekkość, dynamiczne tempo i bardziej „fanowską” perspektywę.
Podziękowania dla RET-ALL za dostarczenie kopii książki do recenzji
Warto pamiętać, że to polskie wydanie książki Retro Gamer Presents: Pokémon — The Ultimate Collector’s Guide, przygotowanej pierwotnie po angielsku. Na część decyzji redakcyjnych polski wydawca zwyczajnie nie miał wpływu.

Prolog do Pokédexu: historia, regiony, przełomy
Otwarcie czyta się jak krótką opowieść o tym, jak z dziecięcej fascynacji Satoshiego Tajiriego łapaniem owadów narodził się pomysł, który naturalnie przerodził się w wymianę cyfrowych stworków między konsolami, a z czasem — w globalny fenomen. Autorzy nie zasypują datami; układają je w płynną narrację: od pierwszych tytułów ery Game Boya i przełomowego motywu wymiany, przez kolejne generacje głównej serii, aż po współczesność ze Scarlet/Violet w roli najnowszego rozdziału.

Po drodze zaglądają do remake’ów i spin-offów, pokazując, że boczne ścieżki — od Pokémon GO po mniejsze poboczne projekty — nie są dodatkiem, tylko częścią większego ekosystemu. Na tym tle krótki szkic historii animacji działa jak łącznik kultur: od długiej ery Asha i filmów kinowych po świeże „Horyzonty”, które symbolicznie przekazują pałeczkę młodszym, nowym bohaterom. Po kilkunastu stronach wiem nie tylko „co, kiedy i gdzie”, lecz także „dlaczego” — które momenty były przełomowe i jak złożyły się na PokeManię, która dawno wyszła poza granice gier.
TCG i pocketowa rewolucja — dobre wejście dla świeżaków
Książka oferuje przystępne podstawy Pokémon TCG — wystarczające, by pierwszy starter deck przestał być zagadką. Jest też wzmianka o Pokémon TCG Pocket, mobilnym zjawisku, które faktycznie przyciąga dziś nowych kolekcjonerów. Nie jest to poradnik turniejowy; raczej sensowny onboarding do papierowej (i cyfrowej) strony kolekcjonerskiego świata.
Serce książki: Pokédex do #1025, region po regionie
Po wprowadzeniu wchodzę w rdzeń albumu: pełny spis 1025 Pokémonów (od Bulbasaura #001 do Pecharunta #1025), poukładany regionalnie (Kanto → Paldea). Każdy blok ma krótki opis regionu, listę wszystkich stworków danej generacji z ilustracjami oraz ok. 20 „wyróżnionych” sylwetek z ciekawostkami (startery, legendy i wybrane „gwiazdy”). Graficznie mogę szybko przejrzeć wszystkie Pokémony z regionów; szkoda tylko, że pod obrazkami widzę wyłącznie nazwy. Brakuje mi typów — przydałoby się je dodać (tak jak mam to u siebie na stronie :P).

Mały zgrzyt: kryteria doboru „wyróżnionych”
Tu wychodzi moje malkontenctwo fana: dobór kilkunastu szerzej opisywanych Pokémonów na region nie zawsze jest dla mnie oczywisty. Startery i legendy — wiadomo. Ale kiedy w Galar specjalny spotlight dostaje Toxtricity, a np. Cramorant już nie, to myślę: przydałoby się 5–10 stron więcej, by rozszerzyć te sekcje sylwetek. (oczywiście, ważne, że jest mój ulubiony Sirfetch’d!)

Polskie tłumaczenie: odwaga, konsekwencja… i kilka „smaczków”
Ogromnym atutem wydania APN Promise jest spójne spolszczenie niemal wszystkiego — także nazw, które w Polsce nie miały ustalonych odpowiedników. Dzięki temu książka jest czytelna dla młodszych i tych, którzy wolą polskie nazewnictwo.
Razem z odwagą pojawiają się jednak kolizje z przyzwyczajeniami części fandomu. Pierwszy z brzegu przykład: przy Mimikyu w sekcji „jak zdobyć” pojawia się „Oszczędny MegaMarket”, podczas gdy w polskim dubbingu funkcjonował „Megadyskont Spożywczy”. To nie błąd, tylko alternatywna propozycja nazwy — i takich detali jest kilka. Jeśli jesteś purystą dubbingowo–fandomowym, zauważysz te różnice; jako całość tłumaczenie broni się konsekwencją. Szkoda, że nie odmieniono niektórych imion postaci w tekstach. A w kolejnych wydaniach naprawdę warto rozważyć konsultacje ze świetnym projektem fanowskim Project Tackle.

Papier, druk, skład — estetyka na pierwszy rzut oka
Twarda oprawa, gruby papier, żywe kolory i sensownie rozłożone grafiki — album zwyczajnie cieszy oko i wytrzyma codzienne kartkowanie. Moja jedyna uwaga dotyczy rozmiaru czcionki: miejscami jest o punkt za mała (czasem dochodzi do tego biała czcionka z cieniem), co przy wieczornym czytaniu w słabszym świetle bywa męczące. Miejsca na kartach spokojnie wystarczyłoby, by podbijać krój w kolejnym nakładzie.
Warto też odnotować literówki, które potrafią wybić z rytmu — i to już na starcie. Na pierwszej stronie wstępu trafiłem na „rozrazsta” zamiast „rozrasta”, a przy opisie Chikority: „potrafi wkorzystać” zamiast „wykorzystać”. Mam wrażenie, że tutaj mało zwrócone uwagi przy korekcie na sekcje PokeFakty (jedno zdaniowe opisy dodatkowe przy niektórych Pokémonach) – tam można wyłapać najwięcej literówek.
Jestem totalnym wzrokowcem i to niemal moje zboczenie — na plakatach czy ulotkach łapię takie kwiatki od razu i… proszę żonę, żeby sprawdziła, czy też je widzi 😉

Książka zamknięta, uniwersum w ruchu
Jak każdy przekrojowy album, to fotografia stanu na dziś: Pokédex domyka się na #1025, a późniejsze dopiski do lore zostają poza kadrem. To naturalne ograniczenie druku, ale szczególnie widać je po Pokémon Legends: Z-A — gra nie dorzuca nowych gatunków, za to wraca do megamechaniki, której w książce po prostu nie ma. Jako tytuł na start album sprawdza się znakomicie, lecz najświeższe zmiany (w tym ruch wokół megasów) trzeba już uzupełniać poza książką.
Dla kogo to jest?
To pozycja skrojona na potrzeby różnych czytelników. Nowi trenerzy dostają w jednym tomie estetyczny „skrót do wszystkiego” — szybkie wejście w historię marki, gry, anime, TCG i pełny spis do #1025. Rodzice młodych fanów docenią ją jako materiał do wspólnego kartkowania: pomaga uczyć się typów, rozpoznawać regiony i czytać wieczorami krótkie notki o ulubionych stworkach. A wyjadacze zyskają elegancki album na półkę, do którego można wracać przy rozmowach i sporach o ulubione generacje — nawet jeśli chcieliby zobaczyć więcej rozbudowanych sylwetek w sekcjach regionalnych.
Plusy i minusy
Najmocniej działa narracyjne otwarcie o genezie i historii marki oraz szeroki kontekst: obok gier głównej serii są remake’i, spin-offy, anime, TCG i TCG Pocket. Bardzo cenię pełny spis do #1025 ułożony regionalnie oraz solidne, odważne tłumaczenie, które konsekwentnie spolszcza nawet trudniejsze elementy. Całość dopełnia dobra jakość wydania — papier, druk i layout robią robotę.
Po stronie zastrzeżeń stawiam dobór „wyróżnionych” Pokémonów w regionach (te sekcje proszą się o więcej miejsca), zbyt małą czcionkę w partiach tekstowych (czasem biała z cieniem) oraz lokalne zgrzyty terminologiczne względem utrwalonych w dubbingu/fandomie nazw — np. „Oszczędny MegaMarket” vs „Megadyskont Spożywczy”. Więcej przykładów nie podaję, bo to może być po prostu moje fanowskie „spaczenie”. 😉
Werdykt
„Pokémon. Niezbędnik kolekcjonera” to ładnie zaprojektowane, użyteczne kompendium — świetny przewodnik po historii, grach, anime i TCG, z kompletnym Pokédexem do #1025. Jako pozycja nieoficjalna nie udaje encyklopedii „na zawsze”; trafnie porządkuje to, co ważne tu i teraz. Gdyby dołożyć kilka stron sylwetek i powiększyć krój pisma, mogło nieco lepiej.
Osobiście jednak bardziej podobała mi się pozycja, którą recenzowaliśmy rok temu — Pokémon. Przewodnik dla Fanów, ale to ze względu na chyba lepszy rozkład graficzny, bo sam produkt jest dość podobny. Jeśli natomiast szukacie typowo książki, która byłaby „fizycznym” Pokedexem — to warto zerknąć również na Recenzja książki „Pokémon Super Mega Extra Deluxe Podręcznik Trenera”.
Tak czy inaczej, jeśli nie macie pomysłu na prezent dla młodego fana Pokémon (a nie chcecie mu kupować kart, czy gier) – na pewno „Pokémon. Niezbędnik kolekcjonera” będzie dobrym wyborem!


