Poczta pantoflowa – to dzięki niej dowiedziałem się o pewnym turnieju w jednym z warszawskich lokali oraz spędziłem fantastyczne popołudnie pełnego spontanicznych emocji wywołanych przez jeszcze bardziej spontaniczne zdarzenia. Od razu zaznaczę, że cała relacja ma charakter subiektywny, gdzie w większej mierze skupię się na przeżyciach związanych z konkretnymi potyczkami turniejowymi.
Zacznę od oficjalnego wprowadzenia w temat – dnia 20 marca 2016 roku odbył się w Warszawie – a dokładniej w pubie Level Up – oficjalny pierwszy polski turniej Pokken Tournament. Zapytacie się Czemuż oficjalny?, skoro w innych miejscach mogły mieć miejsce podobne wydarzenia, o czym świadczy piątkowy event we Wrocławiu? Siła tkwi w wsparciu przez oficjalnego wydawcy produktów Nintendo w Polsce (i nie tylko) – Conquest Entertainment, o czym świadczyła spontanicznie pojawiająca się darmowa pizza czy tosty oraz same nagrody. Warto wspomnieć, że wyżerkę jak i za same nagrody był odpowiedzialny również sklep konsoleigry.pl. A także w niepodważalnym argumencie, iż był pierwszym zapowiedzianym turniejem. Ale czy sam w sobie cechował się wysokim poziomem stricte gamingowym? O tym wspomnę w stosownym momencie.

[pull_quote_right]„sam nigdy nie poszedłbym na to wydarzenie”[/pull_quote_right]
Aczkolwiek sam nigdy nie poszedłbym na to wydarzenie – zwyczajnie nie chciałoby mi się zmieniać niedzielnej tradycji biernej uległości wobec prokrastynacji (4 dni weekendu to cichociemne zło – oparte na doświadczeniach własnych). Okazało się jednak, że praktycznie wszystkie osoby z grupy PokeSerwisu mieszkające w Warszawie zadeklarowały się uczestniczyć w turnieju jako widzowie czy też gracze – pozwoliłem zatem sobie na jednorazową odskocznię wobec tradycji (i wcale nie było tak, że wcześniej widziałem się jeszcze z jedną znajomą i dwie godziny szlajałem się po Starym Mieście i zwyczajnie wszystko było mi po drodze).
A więc dotarłem do Level Up, odhaczyłem podstawową procedurę związaną z wejściem do tego gamingowego baru (nie radzę zgubić tego kawałka plastiku, droższy wydatek niż gra na konsolę Nintendo)… i spotkałem się z tłumem ludzi w wąskim korytarzu na parterze. Miałem dziwne wrażenie, że chyba wiem, gdzie cały turniej będzie miał miejsce. Nie myliłem się – pierwsza wykorzystana okazja, by wdrążyć się w ową masę potwierdziła moje podejrzenia, gdy pierwsze, co napotkały moje oczy to dwa telewizory, na których Blaziken ścierał się z Braixenem w starciach towarzyskich. Tak, to ten turniej.
Po chwili spotkałem znajome, chociaż nie PokeSerwisowe twarze, np. Shippo. Miałem nawet okazję zapisać się do turnieju, ale po pięciu sekundach dysputy wewnątrz samego siebie zrezygnowałem – zwyczajnie nie miałem okazji wcześniej pograć, a wolałem pooglądać, zamiast kompromitować się w pierwszej rundzie i przypadkiem wygrać traumę związaną z grą. Po wszystkim, co potem przeżyłem… w sumie mogłem zmienić zdanie.
Nie minęło zbyt wiele czasu, gdy znalazłem Raika i Yoshipa w tłumie ludzi. Wraz ze Skajem, który pojawił się w podobnym momencie szybko we trójkę poszliśmy do baru – oczywiście sprawdzić, czy karty magnetyczne [pull_quote_left]Nie minęło zbyt wiele czasu, gdy znalazłem Raika i Yoshipa w tłumie ludzi.[/pull_quote_left]są sprawne oraz przy okazji czy piwo z nalewaka zmieniło się w smaku. Korzystając z otwartego ogródka oczekiwaliśmy powoli zbliżającego się turnieju, rozmawiając o wszystkim i o niczym – od tematów typu „co słychać” do kolejnych lekkich dysput o PokeScenie (ten temat to niczym polityka – każdy na nim się zna :V). Okazało się, że sam turniej miał zacząć się o 17:00, zaś liczba uczestników oscylowała koło 40 osób.
Aczkolwiek była ważniejsza informacja…
[pull_quote_center]Tak, zupełnym „przypadkiem” w pierwszej rundzie mieliśmy derby PokeSerwisu, czyli Raik kontra Yoship – nasi reprezentanci, którzy zdecydowali się wziąć udział w turnieju. [/pull_quote_center]
Blaziken Raika (niestety bez supportu Farfetch’da) kontra Garchomp Yoshipa, czyli ktokolwiek wygrywał – mieliśmy reprezentanta w II rundzie! Po dłuższej, bo trójpotyczkowej batalii (gra do dwóch zwycięstw) Garchomp musiał uznać wyższość Blazikena, zaś Raik, świeżo grający w Pokkena udowodnił, że skill w Tekkenie* może procentować w pokrewnych… sztukach walki. Samo starcie zakończyło się w przyjacielskim tonie, o czym świadczy wsparcie Yoshipa przy kolejnej walce. Co potem? Mieliśmy plany iść na burgery do Bobby Burgera , lecz ledwie wyszliśmy z pubu – okazało się, że lada moment czeka nas kibicowanie Raikowi w II rundzie!
A tam czekał na niego przeciwnik i jego Lucario. Ponoć „faworyt, pro, znający triki”, a także zbliżające się widmo Bobby Burgera. Czy miało to starczyć na Raika? By zwiększyć szanse naszego reprezentanta – postanowiliśmy wzmocnić jego morale.
[pull_quote_right]POKESERWIS! POKESERWIS! POKESERWIS![/pull_quote_right]A jak można to zrobić inaczej, jak nie poprzez skandowanie hasła „PokeSerwis”? Ponadto Raik zyskał wsparcie w postaci Yoshipa oraz jego sugestii, które przyciski w odpowiednich momentach mocniej masakrować. Starcie było zdecydowanie trudniejsze, a przede wszystkim wyrównane, o czym świadczyły trzy rundy pełne emocji, lecz wspólna praca: Raika grającego na tablecie i dzierżącego Blazikena, Yoshipa sugerującego, jak bronić się przed atakami Mega-Lucario oraz nas (czyli mnie i Skaja) rozsiewających hasła zwycięstwa (czyli „PokeSerwis!”) sprawiła, że ostatecznie Raik wygrał. I tak, trafił do elitarnego grona czołowej… 16stki? Trudno było ogarnąć liczby, jednak to nie był przypadek!
Ledwie ochłonęliśmy emocje przy towarzyskiej potyczce w Mario Kart 64 na wiecznie młodym Nintendo 64, a okazało się, że impreza przyspieszyła i czekała nas III runda – po niej Raik mógł być w czołowej ósemce czy też podobnej grupie. Zwał jak zwał – coraz bliżej czołówki! Rywal wybrał Charizarda, zaś Raik – tradycyjnie Blazikena. Starcie nie mogło obyć się bez emocji – po dwóch rundach panował stan 1:1, a wygrana runda dla Charizarda była jedną z najkrótszych, jaką widziałem. Oznaczało to tylko jedno – każdy błąd mógł szybko zakończyć zabawę, a nas zbliżyć do Bobby Burgera. Niestety w III walce było podobnie, jak wspomniałem wcześniej – po kilku chwilach Blaziken ledwie zipiał mając kilkadziesiąt punktów życia, zaś Charizard wyglądał na ledwie draśniętego. I ta szarża po uruchomieniu Mega Ewolucji, by w deprymującym stylu zmasakrować rywala oraz jego fightera…
Wtedy zdarzył się come back, którego szybko nikt nie zapomni. Nagła Mega Ewolucja Blazikena Raika, zblokowanie całego ataku Mega Charizarda, potężna kontra z combosem, wyrównane liczby punktów życia i wyczekiwanie na śmiercionośny cios… który padł z łapy Blazikena i pogromił Charizarda! I tak, mieliśmy naszego reprezentanta w czołówce!
Zaczęło robić się emocjonująco. Wcześniejsze plany o pójściu do Bobby Burgera, gdy tylko Raik przegra zaczęły mocno się przeciągać, a im mocniejszy był głód burgera – tym lepiej naszemu reprezentantowi szło. Ponadto były też nagrody i to ponoć nie byle jakie. Jednak nie można było osiąść na laurach – czekała nas walka z Weavilem… Tutaj ciężko cokolwiek powiedzieć, czy nawet lać wodę – rywal był zdecydowanie „pro” i pomimo wygranej jednej rundy można z pełną szczerością przyznać, że był to najtrudniejszy rywal Raika, co można było odczuć po stylu wygranej. Chociaż… kilka ciekawych spostrzeżeń: z chwilą rosnącego fenomenu gry Raika zaczęło wręczże sypać Blazikenami w starciach o większą stawkę, a także tablet otrzymany do walki nie sprzyjał, o czym świadczyła momentami bierna reakcja sterowanego Pokémona.
Miał to być nasz koniec (a początek burgerów)… lecz drabinka zatrybiła (nie było to klasyczne drzewko – wynikało to z nieregularnej ilości graczy dla drzewek), pewien mecz zakończył się pozytywnym dla nas rezultatem, coś… coś się popsuło, trzech przegranych miało grać, jeden odpuścił… i nagle okazało się, że to jeszcze nie koniec, a po prostu nadchodząca walka o trzecie miejsce! Nie pytajcie się mnie dlaczego – nie ogarnąłem tego w pełni, aczkolwiek grzechem byłoby nie skorzystać z nadarzającej się okazji.
Przeciwnik w poprzedniej przegranej walce korzystał z Pikachu, by do starcia z Raikiem wybrać… Blazikena. Przypadek? Nie sądzę. Czy na tym dobrze wyszedł?
Trudno powiedzieć, lecz było to zdecydowanie najłatwiejsze starcie naszego reprezentanta – co było zaskakujące ze względu na wagę starcia (i pewne nagrody)… i tak, wygrał Raik, i to 2:0! To był nokaut…
Oczywiście potem był finał, a wygrały skandujące hasła „Magikarpa”. Samo starcie było całkiem emocjonujące, chociaż z drugiej strony Chandelure dosłownie zaorał przeciwnika. Sam finał oglądało się miło, a z pewnością nie zawiódł jako starcie wieńczące całe wydarzenie.
W finałowej rundzie przeciwko sobie stanęli Szturmowiec oraz Thiv, który okazał się zwycięzcą! MAGIKARP!!!

Po okrzykach radości – również Raika, który nie spodziewał się, że szybki wypad na turniej, a potem do Bobby Burgera zakończy się na trzecim miejscu w oficjalnym turnieju Pokkena – nastąpiło oficjalne rozdanie nagród oraz sesja zdjęciowa czołowej trójki.
Co dostał Raik? Podkładkę pod mysz, nieśmiertelnik oraz zeszyt związane z najnowszą częścią Super Smash Bros oraz przypinkę sugerującą, że można umrzeć przez Nintendo. Ponadto rozdanie darmowych plakatów…

… i nasza ucieczka z Level Upa. Tak, do Bobby Burgera. Wcześniej pożegnaliśmy się z Yoshipem i poszliśmy do baru, w międzyczasie żywo dyskutując o turnieju i emocjach związanych z samym wydarzeniem oraz o kolejnych spotkaniach naszego grona – może na kolejnym spotkaniu grupy Pokémon Polska? Nie wiemy, ale się domyślamy. 😉 A co potem? Bez zbędnych szczegółów – dotarli do Ziemi Obieca… znaczy Bobby Burgera, pojedli, popili i się rozeszli. A czy zadowoleni? Na pewno ja, zaskoczony tym, że planowany godzinny wypad zakończył się popołudniem pełnym wrażeń i zdrowych emocji, które czasem można spotkać wyłącznie w poważnych walkach na bardziej prestiżowych wydarzeniach!
I na sam koniec – kilka słów o stronie technicznej. Można było odczuć wsparcie Conquest Entertainment w postaci m.in. nagród, plakatów, czy licznie rozdawanych kodów na Mew oraz Legendarne Ptaki (które oczywiście wzięliśmy, by rozdać je w PokeSerwisowym giveawayu).
Także tu i ówdzie pojawiająca się darmowa pizza czy tosty. I nie był to mit, bo i ja kawałek owej pizzy zjadłem. Cieszy to nie tylko mój żołądek, bo przede wszystkim kontakt dystrybutora ze społecznością był budujący, a że cały turniej był organizowany przez ekipę „StreetPassową”, znaną m.in. ze StreetPassynaliów to nie można było narzekać na problemy natury organizacyjnej. Oczywiście, że na początku panował lekki harmider wywołany dużą grupą osób w dość ograniczonej części Level Upa (tego samego dnia zaplanowany był turniej Pro Evolution Soccer), aczkolwiek dzięki aktywności m.in. Shippo i innych osób z całej organizatorskiej ferajny zapanował tak zwany chaos kontrolowany, dzięki któremu dało się po kilku chwilach ogarnąć co się dzieje i trzymać to w ryzach. Zresztą owy stan panował do końca I rundy, gdy zwyczajnie grono uczestników zmniejszyło się o połowę.
Ponadto sam turniej, pomimo liczby uczestników w liczbie około pięćdziesięciu, odbywał się w sposób sprawny, bez zbędnych przerw czy nieciągłości, pomimo posiadania tylko dwóch zestawów do gry (telewizorów , konsol oraz kontrolerów). Jak dłuższy czas trwania I rundy był zrozumiały przez dużą pulę uczestników, tak między kolejnymi fazami ciężko było odetchnąć, szczególnie mając reprezentanta, co potęgowało emocje przy „naszych” spotkaniach. Ponadto dobrym pomysłem było przejście w pełnym momencie z walk dwóch graczy na jednym ekranie na starcia LAN. Dzięki temu każdy gracz mógł odczuć zdecydowanie większy komfort, zaś same starcia uzyskały bardziej poważnego charakteru. A widzowie? Naturalnie więcej przestrzeni do obserwowania emocjonujących starć.
Czy są jakieś minusy? Chyba tylko taki, że faktycznie można było odczuć, że jest to gra nowa w naszym regionie i pewna część uczestników pierwszą styczność z owym tytułem miała podczas samego turnieju czy w starciach towarzyskich poprzedzających samo wydarzenie. Zatem niektóre walki momentami nie były pełne finezji, a zwyczajnie pełne przypadku… chociaż z drugiej strony, czy właśnie owy przypadek nie pisze niezapomnianych historii, gdy skazany na porażkę zawodnik zmieniał oblicza starcia aktem nieprzewidywalności? Oczywiście pozostają też osoby, które zwyczajnie poznały grę wcześniej o ten dzień czy dwa, co pozwoliło im na zbudowanie pewnej przewagi, jednak wymownym jest to, że zwycięzca turnieju siał spustoszenie poznając grę w dniu turnieju, podobnie jak Raik czy inni uczestnicy. Ktoś, kto kocha finezję i taktykę mógł psioczyć, lecz taki to urok nowej produkcji (warto przypomnieć, że światowa premiera wersji gry na Wii U miała miejsce 18 marca tego roku). Zapewne kolejna odsłona turnieju Pokken Tournament będzie już zgoła inna – pełna graczy ogranych, gdzie „amatorzy” będą wyłącznie miłym akcentem, ale to dopiero w przyszłości. Teraz szansę miał każdy i to było na swój sposób wspaniałe.
A czy będzie kolejny turniej? Osobiście życzyłbym tego, gdyż najzwyczajniej w świecie zaskakująco dobrze się bawiłem – zarówno dzięki posiadaniu faworyta w postaci reprezentanta PokeSerwisu, jak i samej otoczki zabawy nową produkcją z charakterystycznym logiem Pokémon, która wzbudziła na tyle emocji, okrzyków oraz pozytywnej energii, że ta planowana jedna godzina w Level Upie stała się całym długim popołudniem wypełnionym beztroską bijatyką w świecie niedojrzewających chłopców oraz nieginącego Zespołu R. Tego potrzebowaliśmy – Pokken Tournamentu oraz turniejów udowadniających, kto potrafi przy pomocy Pokémona rozwiązać wszelkie problemy napotkanego posiadacza grubego portfela na praskiej dzielnicy i nie tylko.
Serdeczne podziękowania dla organizatorów turnieju – sklepu konsoleigry.pl oraz Warszawskiej Grupy Streetpassowej.
Pełna galeria z eventu do obejrzenia na facebooku.
*w 2012 roku Raik dotarł do 1/4 finału w ogólnopolskim turnieju w Tekken.


